I Mistrzostwa Polski polityków w szachach, Głuchołazy 2003
Dzień drugi, sobota 24 maja 2003
Noc spędziłem niespokojnie, narastało zdenerwowanie i podniecenie. Obudziłem się po 7 rano, co jest niezwykłym wyczynem jak na takiego śpiocha jak ja. W głowie narastała świadomość że mam dziś szanse wyjść na drugie miejsce w turnieju! Po śniadaniu jedziemy do Głuchołaz i rozpoczyna się V runda. Gram w niej z Karolem Filipkiem (2000), graczem który na turnieju miał opinię miękkiego, remisowego gracza. Filipkowi nie wiedzie się w mistrzostwach. Po czterech rundach ma tylko 1 punkt, i to bez wygranej. Jest więc okazja do ataku, mimo że gram czarnymi.
FILIPEK - BARTELSKI
1. Sf3 f5 Ruch ten ma na celu przejście do mojego ulubionego systemu stonewall w obronie holenderskiej, trudnej do przebicia obrony szczególnie skutecznej przeciwko graczom defensywnym, gdyż istnieje wtedy możliwość ataku na skrzydle królewskim. Tak właśnie wygrałem w I rundzie z Cymańskim. Zmylony jednak osobą przeciwnika zapomniałem, a właściwie zlekceważyłem pewien fakt, że zastosowanie tej kolejności posunięć pozwala białym na zastosowanie nieoczekiwanego i bardzo silnego gambitu.
2. e4! Gambit Lisycyna! To posunięcie bardzo mnie rozdrażniło, gdyż wiedziałem że daje on białym świetną grę, a czarne muszą uważać na rozliczne pułapki. Zacząłem więc sobie wyrzucać brak ostrożności i gorączkowo przypominać teoretyczne warianty.
2... fxe4 3. Sg5 Sf6 4. d3 e5 Grywa się też
4. ... d5,
4. ... e3 bądź spokojne
4. ... e6. Niestety na tym skończyła się moja wiedza teoretyczna. Peszyło mnie że rywal wyglądał na całkowicie pewnego siebie, szybko wykonując kolejne, teoretyczne ruchy.
5. dxe4 h6 Zwykle w tym miejscu czarne rozwijają najpierw swego gońca na c5, np.
5... Gc5 6. Gc4 He7 7. Sc3?! (normalna kontynuacja to
7. Gf7+ Kf8 8. Gb3 h6 9. Sf3=)
7... Gxf2+! 8. Kxf2 Hc5+ 9. Kg3 Hxc4 10. Wf1 O-O 11. Wxf6 gxf6 12. Hh5 Wf7 13. Sxf7 Hxf7 14. Hg4+ Kh8 =+ Lisycyn-Botwinnik, Leningrad 1933.
6. Sf3 Sc6 7. Gc4 Pozycja przypomina obronę dwóch skoczków z tą wszakże różnicą że białe wymieniły swego piona "d" na czarnego piona "f" blokując czarnym możliwość roszady oraz wymusiły osłabiający ruch h7-h6. W zamian czarne mają tempo więcej stracone przez białe na wypad skoczka na pole g5.
7... Gc5 8. O-O d6 9. a3? Strata tempa, czarne nie zamierzają wiązać skoczka na c3.
9... Gg4 10. Sc3?! Sd4 11. Ge2 Sxe2+ 12. Hxe2 O-O Udało się w końcu zroszować, choć lepsze było Sd7 z dalszym naciskiem na punkt f3.
13. Sa4?!
V. runda: FILIPEK - BARTELSKI
W tym momencie stało się coś bardzo dziwnego. Od początku czułem że moja gra jest jałowa i partia zmierza w kierunku bezbarwnego remisu. Bardzo zaś zależało mi na wygranej i dogonieniu liderów. Wiedziony jakimś niewytłumaczalnym impulsem, powierzchowną niecierpliwością zagrałem - bez chwili namysłu! - uprzednio przygotowane
13... Sh5? licząc na wejście hetmanem na linię "f" i atak na punkt f3. Niestety, obliczając tylko konsekwencje natychmiastowego bicia na c5 nie dostrzegłem w swym zapale prostego motywu wtrąconego szacha na diagonalii a2-g8 po którym pozycja czarnych się sypie. A przecież aż rzucały się w oczy prościutkie warianty pozwalające na stopniowe wzmacnianie nacisku na słabe punkty w obozie białych np.
13... Gb6 14. Sxb6 axb6 15. h3 Gh5 16. Hd3 Sd7! 17. Sd2 Sc5 18. He3 Hh4 =+ bądź
13... Gd4 14. h3 Gxf3 15. Hxf3 b5 16. Sc3 Gxc3 17. bxc3.
Jakie były przyczyny takiej reakcji z mojej strony? Trudno powiedzieć. Dość stwierdzić, że decyzję podjąłem na podstawie czynników emocjonalnych, a nie analizy pozycji. Jest to więc nauczka że należy nie tylko doskonalić poziom swej gry, ale także pamiętać, by zawsze dać dojść zdrowemu rozsądkowi do głosu!
Grający białymi zaufał jednak mojej pewnej minie i idąc tym samym, błędnym tokiem myślenia najpierw pobił gońca, co pozwala czarnym uniknąć natychmiastowej porażki.
14. Sxc5? (łatwo wygrywało
14. Hc4+! Kh7 i teraz
15. Sxc5 dxc5 16. Sxe5+-)
14... Gxf3 15. gxf3 dxc5 16. Kh1 Aktywniejsze i lepsze było wciąż
16. Hc4+ Kh7 17. Hxc5 Hf6 18. He3, ale białe myślą przede wszystkim o obronie.
16... Hf6 17. Wg1 Hxf3+?! Białe są w zugzwangu i można było wzmocnić pozycję uciekając królem na h7, broniąc piona c5 oraz strajając ciężkie figury na linii "f" np.
17... Kh7 18. Ge3 b6 19. Wad1 Wf7 20. Wg4 Waf8 z oczywistą, choć niełatwą do zrealizowania przewagą.
18. Hxf3 Wxf3 19. Ge3 Wd8? znacznie lepsze 19... g5! z ideą ataku na piona e4
20. Wgd1 Remis na propozycję białych. Po partii radość z faktu, że wróciłem z dalekiej podróży walczyła ze złością, że straciłem szansę na nadrobienie dystansu. Mogło jednak być gorzej.
W pozostałych partiach dzieją się cuda. Pacuszka bezskutecznie usiłuje sforsować mur ustawiony przez Pulita, co mu się nie udaje i traci cenne pół punktu. W dramatycznej partii Cymański ogrywa po ciężkiej walce Strojka, ale zamiast dać mu mata patuje białego króla i mamy remis! Podczas gry zresztą biały król był kilka ruchów pod biciem, ale zawodnicy tego nie widzieli. Trzecią z rzędu porażkę ponosi P. Krutul i odpada z czołówki.
Tabela: 1.-2. Pacuszka i Komidzierski po 4; 3. Strojek 3½; 4. Bartelski 3; 5.-6. Łokasto i Cymański po 2½.
W piątej rundzie gram z posłem Piotrem Krutulem (1800). Rozpoczął turniej dwoma zwycięstwami, ale potem wykonał "długą roszadę" (trzy porażki) i spadł na dalsze miejsce. Liczę więc na jego zniechęcenie i mobilizuję się, tym bardziej że dla mnie to ostatnia dziś partia (w następnej rundzie pauzuję). Poprzedniego dnia wieczorem grałem z Piotrem lekkie partie stąd wiem, że lubi on debiuty ostrożne, zapychające pozycję zaś unika otwartej gry. Postanawiam sprowadzić grę do pozycji, której styl mu nie odpowiada. Wiem że grając czarnymi wybierze obronę francuską lub obronę Caro-Kann. W obu wypadkach zamierzam zagrać 2. e4-e5!, co też czynię napotkawszy drugi z rozważanych debiutów. Gram jednak słabo, pozycja moja pogarsza się coraz bardziej. Tracę prawo do roszady, mam dwie pary zdublowanych izolaków. Na szachownicy widzę bardzo mało i jest to ten szczególnie nieprzyjemny rodzaj ślepoty, którego doświadczył pewnie każdy szachista: obiektywnie rzecz biorąc wykonuję słabe ruchy, lecz wydaje mi się że liczę dużo i szybko, że kontroluję sytuację na szachownicy. Tylko dlaczego pozycja taka zła?! W pewnym momencie staje się oczywiste że partia jest przegrana:
VI. runda: BARTELSKI - KRUTUL
pozycja po 26. Kd3
26... Wd5 W tym momencie szybko wygrywało dość proste
26... Wxd4+ 27. cxd4 b5! (ale nie
27... a5? 28. c4! z remisem)
28. c3 Kd5 z późniejszym a7-a5 i b5-b4. Ruch zagrany w partii nie zmienia jednak wyniku, a jedynie go oddala.
27. Kc4 Wf5 28. Wh4 h5 29. We4+ Kd6. W tej beznadziejnej dla białych pozycji przestałem prowadzić zapis, gdyż zostało mi niewiele ponad 3 minuty czasu do namysłu (czarne miały go dostatecznie dużo). Przy stoliku zebrała się spora grupa ciekawskich a ja w duchu przeżywałem już porażkę, która zamykała mi drogę do dobrego miejsca w turnieju. Mimo wszystko postanowiłem nie poddawać się i wykorzystać ostatnią szansę (a także ze względu na niedoczas poniekąd i konieczność): wejść w rytm partii błyskawicznej. Zaszkodzić już niewiele zaszkodzi, gdyż moja pozycja jest przegranym "trupem". A nuż czarne dadzą się ponieść emocjom i popełnią jakiś błąd? Zacząłem więc łupać w zegar z prędkością błyskawicy... Manewr nieoczekiwanie zdeprymował mojego partnera. Szachista z Podlasia pogubił się w tej końcówce i partia zakończyła się następująco:
VI. runda: BARTELSKI - KRUTUL
ruch białych
Nie wiem już czy cieszyć się, czy martwić. Z jednej strony straciłem dzisiaj cały punkt, z drugiej zaś - mogłem przegrać obie partie. Pocieszam się myślą, że każdy przeżywa w czasie trwania turnieju jakiś kryzys. Mój przypadł akurat dziś. Jutro będzie lepiej, a szanse na medal nadal są duże! Ciekawie dzieje się na innych szachownicach. Pacuszka osiąga przewagę w partii z Cymańskim, ale zaczyna się niepotrzebnie bawić i traci materiał, a chwilę potem, w wielkim niedoczasie przeciwnika, podstawia hetmana i poddaje partię! Sensacja i ogromny triumf zaciętości i siły woli grającego białymi. Ważną partię z Komidzierskim wygrywa Strojek, stając się nieoczekiwanie liderem.
Tabela: 1. Strojek 4½; 2.-3. Pacuszka i Komidzierski po 4; 4.-6. Łokasto, Cymański i Bartelski po 3½.
W siódmej rundzie otrzymuję punkt walkowerem. Reprezentant gospodarzy Jarosław Kowalczyk wycofał się po pierwszym dniu rywalizacji ze względu na obowiązki służbowe podczas prareferendum. Sędzia zdecydował się jednak pozostawić go w tabeli turniejowej, mimo rozegrania mniej niż połowy partii. Nie miało to jednak wpływu na wyniki, ponieważ w pierwszym dniu zawodów Kowalczyk przegrał wszystkie partie. Przez całą rundę obserwuję więc grę rywali, a wyniki wskazują, że w czołówce będzie tłoczno. Trwa czarna seria Pacuszki, który zdobył w partii z Komidzierskim jakość, ale nonszalancką grą zmarnował przewagę i ledwie zremisował. W przekroju całego dnia zdobył tylko 1 punkt z 3 partii i stracił pewne zdawałoby się prowadzenie. Strojek nie marnuje okazji i wygrywa z Filipkiem, a Łokasto rozgrywa najlepszą chyba w turnieju partię i pewnie wygrywa z Cymańskim.
Tabela: 1. Strojek 5½; 2.-5. Pacuszka, Łokasto, Komidzierski i Bartelski po 4½.
Po południu dokonuję przeglądu sytuacji turniejowej konstatując, że wśród liderów zmierzą się jeszcze Łokasto z Komidzierskim oraz ja ze Strojkiem w ostatniej rundzie. Kto wie czy czterech graczy nie ukończy turnieju z dorobkiem 6½ punktu! Liczę wartościowość i włosy jeżą mi się na głowie. Jeżeli nie padną niespodziewane wyniki to dwa jutrzejsze zwycięstwa dadzą mi złoty medal! Pozostaje więc wygrać obie partie i trzymać kciuki z Cymańskiego i Łokastę, którzy nabijają mi wartościowość Bergera (decyduje o kolejności miejsc przy tej samej liczbie punktów u kilku graczy). Po południu obserwuję partie błyskawiczne które grają w hallu moi rywale, w tym lider turnieju Strojek. Prezentuje ostrożny, zapychający styl gry, ale lubi też taktyczne harce. Świetnie czuje się w dziwnych pozycjach. Hmmmm... gram czarnymi, wygląda na to, że będę musiał konsekwentnie walczyć o przewagę pozycyjną, którą w końcówce zamienię na punkt. Tylko - czy ten plan się powiedzie? I czy w ogóle przedtem uda mi się pokonać Pulita, co jest warunkiem sine qua non gry o złoty medal?
Całkowicie pochłonięty rozmyślaniem nawet nie zauważam, kiedy zbliża się moment wystąpienia naszej partii na ogromnej scenie na rynku w Głuchołazach. Jako jeden z liderów UPR będę musiał powiedzieć o koncepcji przystąpienia Polski do Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Choć imprezę obserwuje kilka tysięcy ludzi wystąpienie przychodzi mi bez trudu. O wiele większy stres wywołuje myśl o jutrzejszej partii. Czyżbym lepiej sprawdzał się jako polityk niż jako szachista? Zasypiam bijąc się z niespokojnymi myślami na temat moich jutrzejszych szans i wyboru strategii.
>>
[ Wstęp | dzień 1 | dzień 2 | dzień 3 | partie ]